Znowu nie o czytaniach.
O upomnieniu braterskim tym razem.
Po Mszy świętej poszłam do zakrystii, w której proboszcz siedział i przyjmował intencje mszalne. Nawet nie raczył na mnie spojrzeć, tylko zapytał od razu: To co będzie i kiedy? Grzecznie odpowiedziałam, że ja nie po to. Aż się chłop wzdrygnął i wyprostował z wrażenia.
A ja przyszłam, żeby zapytać, czemu nagina przepisy liturgiczne, a nawet je lekceważy. Rzecz jasna zapytałam w bardziej przystępnej formie. Ksiądz proboszcz po kilku zdaniach zaczął się śmiać i dopytywać, czy poza tym, o czym powiedziałam, coś jeszcze było nie tak. Ręce mi opadły. Zwłaszcza że koronnym argumentem było: bo u księdza dziekana też tak jest.
Widocznie nie wszystkim księżom zależy, żeby wierni wiedzieli, co się we Mszy świętej dzieje i dlaczego. Bardzo nie chcę myśleć, że nie wszyscy księża sami wiedzą, o co dokładnie chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz