poniedziałek, 21 lipca 2014

fashion

Dzikie upały, które obecnie zabijają wszelką aktywność życiową ponad oddychanie i nawadnianie organizmu, doskwierają też w trakcie mszy i nabożeństw. Jakoś tak zupełnie niezauważenie, a na pewno bez większego sprzeciwu, weszły do świątyń bluzki na ramiączkach albo, o zgrozo, bez ramiączek jakichkolwiek, a także spódnice mini i ultramini (te drugie zwłaszcza przy okazji ślubów) czy krótkie spodenki (podobne do tych, których niektóre nastolatki używają jako piżamy). No i tak sobie siedzą te dekolty w ławkach, tak sobie przyklękają te odkryte kolana...

I w to wszystko wbiega kilkuletnia dziewczynka, która ma, owszem, sukienkę na ramiączkach, a na nią zarzuconą maminą chustkę, i tak sobie paraduje po kościele, zakryta, radośnie poprawiająca tę chustkę, kiedy jej się zsuwa.

I przypomina mi się obrazek z Ławry Kijowsko-Peczerskiej, w której przed jednym z soborów wypożyczane były (chyba nawet za darmo) płachty materiału z troczkami, by uspodnione lub zbyt wyletnione panie, a także panowie w krótkich spodenkach mogli zakryć nogi. Myślę sobie, że nie wszystko, co ze Wschodu, musi być złe i heretyckie. Jakieś takie wyczucie sacrum, na przykład. Całkiem fajna sprawa.

środa, 9 lipca 2014

dzieci niczyje

Toczy się, toczy wielkie koło sprawy profesora Chazana. Jedni popierają (na fejsbuku), inni odsądzają od czci, rozumu i postępu (no bo przecież nie od wiary). A ja myślę sobie o tym małym dziecku i o jego matce.

Był taki dzień, dawno temu, który spędziłam na oddziale noworodkowym pewnego szpitala w charakterze gościa-obserwatora. Był to noworodkowy OIOM. Przypadki mniej bądź bardziej drastyczne. (No dobra, nie AŻ TAK drastyczne jak ten medialny). Razem z pielęgniarkami karmiłam te dzieciaki z butelki. Chłopca, który miał przerost wszystkich organów w jamie brzusznej i według progroz lekarzy miał przed sobą najwyżej rok życia. Dziewczynkę, która leżała w inkubatorze i nie można jej było na chwilę wyciągnąć - jej głowa spoczywała na dwóch moich palcach. Chłopca, który urodził się z HIV i uzależnieniem od narkotyków, a mamusia się go wyrzekła; pielęgniarki zaciskały zęby, bo przecież nikt go nie weźmie do adopcji. Życie każdego z nich miało bardzo krótką perspektywę. Poza tym ostatnim maluchem chyba wszystkie dzieci na oddziale były w jakiś sposób zdeformowane.

I to bolało. To nie był wstręt ani odraza, co się czuło. To był ból, że nie można im pomóc. Że władują w nie tonę leków, a to i tak nie da im szczęścia. To nie znaczy, żeby nie podejmować wszelkich możliwych działań. To znaczy tylko tyle, że patrzenie na te dzieci rodzi bezsilność, bezradność, ból, bunt. Tylko tyle i aż tyle.

Trudno orzec, jak bardzo dzieci w takim stanie odczuwają ból i inne bodźce. Nie ma więc uzasadnienia dla "skracania cierpienia", skoro nie mamy pojęcia, jak ono w rzeczywistości wygląda. Można jednak określić, jak bardzo cierpi matka, ojciec, rodzina tego dziecka, jeśli na nie patrzy. To jest coś, czego nie możemy zlekceważyć. Ten ból i wszystkie inne uczucia trzeba przyjąć i pomóc je przeżyć. Może dobrze byłoby kierować do takich rodziców psychologów od interwencji kryzysowej. Może dobrze byłoby nie odsądzać ich od czci i wiary. Nie wymagajmy, by byli od razu herosami.

Nie, nie mam na myśli, żeby grzecznie i ze współczuciem przytakiwać żądaniom aborcji. Myślę tylko o tym, żeby spojrzeć na tych rodziców jak na rodziców, ludzi, a nie jak na potwory (z ultrakatolickiej strony) lub na pokonanych rycerzy postępu (to z tej drugiej).

Myślę o tym, żeby modlić się za tych ludzi. Często słyszę o modlitwie za dzieci poczęte, zagrożone aborcją, a modlitwy potrzebują chyba przede wszystkim rodzice, którzy nie potrafią sobie poradzić z przerastającą ich sytuacją. Może dobrze będzie modlić się przede wszystkim za nich, i niekoniecznie tylko o "zmądrzenie", "nawrócenie", ale też o realną i konkretną pomoc dla nich.

niedziela, 6 lipca 2014

choćby matka opuściła

Konfesjonał. Za kratką znajomy ojciec, który patrzy na mnie przez cały czas (jak mu jest tak wygodnie???). Dobra, jest wyznanie grzechów, jest pouczenie, naznaczenie pokuty, wreszcie rozgrzeszenie. I już, już rzucę tylko sympatyczne, ale zdawkowe Bóg zapłać...

I nagle, jak grom z jasnego nieba. Nie wiem, jak zdążył to wypowiedzieć w czasie mojego nabierania oddechu.

Pamiętaj, że Bóg cię bardzo kocha i przebaczył ci twoje grzechy.

Bóg mnie kocha. Choćby nikt na świecie już mnie nie kochał, to Bóg mnie kocha. Choćbym ja nie kochała, to Bóg mnie kocha. Choćby wszyscy zawiedli... i choćbym ja zawiodła... Bóg mnie kocha.

Dziękuję Ci, Boże, za wierzących księży. Za świętych księży.