wtorek, 25 grudnia 2012

na szczęście, na zdrowie

Drodzy Czytelnicy :)

Boże Narodzenie już się wydarzyło, Jezus przyszedł! Z tej okazji życzę Wam wszystkim wiele Jego błogosławieństwa, które z czasem Was przemieni. Życzę Wam otwartości na to błogosławieństwo i gotowości na przemianę, na koniec świata. Życzę Wam na te najbliższe dni miłości do siebie i do bliźnich, żeby te święta były choć trochę świąteczne. Na te dalsze dni, całego nadchodzącego roku i jeszcze później, całego życia, życzę Wam odwagi i nadziei płynących z wiary w Jednorodzonego Syna Bożego. Niech On Was umacnia każdego dnia od nowa, żebyście mieli siłę podnosić się z każdego upadku i wspinać się na coraz wyższe góry.

I jeszcze... tak na koniec, chociaż to chyba najważniejsze... życzę Wam zbawienia. Życzę Wam z całego serca, byście kiedyś - prędzej lub później - mogli oglądać Jego oblicze i cieszyć się Jego chwałą.

Maranatha!

sobota, 22 grudnia 2012

opoką

Przeczytane dziś w ramach kończenia własnych, prywatnych, czytanych rekolekcji.

Naszym jedynym prawdziwym bezpieczeństwem jest prawda o tym, że Boże miłosierdzie nie zna granic. Bóg jest nieskończenie dobry i wierny, jest, jak mówi Pismo Święte, naszą jedyną skałą. Wszystko inne: zdrowie, wykształcenie, dyplomy, przyjaciele, nasze osobiste siły i cnoty, może nas opuścić. Trzeba być realistą! Wszystkie te rzeczy są oczywiście dobre, cenne jest dysponowanie pewnymi zabezpieczeniami finansowymi, stabilnością uczuciową, dobrym wykształceniem, doświadczeniem, posiadanie do swojej dyspozycji przyjaciół, przewodnika duchowego, wspólnoty, z przynależenia do której jesteśmy zadowoleni, itd. Należy je przyjąć,a nawet starać je sobie zapewnić, tak jak to tylko możliwe, ale nigdy nie należy czynić z nich swojego ostatecznego oparcia. Ponieważ tylko sam Bóg jest naszym całkowitym zabezpieczeniem. Wszystko inne jest względne. Jest to fundamentalny punkt doświadczenia nadziei: doświadczyć pewnego ubóstwa, osłabienia na różnych polach (na szczęście nie na wszystkich jednocześnie!) po to, aby nauczyć się odnajdywać swe prawdziwe bezpieczeństwo w Bogu. Bóg nigdy nas nie opuści. (...)
(Jacques Philippe Mała droga ufności Teresy z Lisieux)


Ten fragment, w połączeniu z tym, co zostało napisane kawałek przed nim, przypomniał mi pewną rozmowę z Ł. niedługo po śmierci mojej mamy. Była wtedy mowa o zrozumieniu sensu tego wydarzenia. Wtedy byłam święcie przekonana, że doskonale rozumiem jego sens - wszak było to wysłuchanie mojej modlitwy o dzianie się Bożej woli. W jakiejś mierze pewnie też. Ten fragment uświadomił mi, że być może w tym całym szaleństwie była metoda - zwrócenia mnie ku Bogu ze słowami psalmu 62: Jedynie w Bogu spokój znajduje ma dusza, bo od niego przychodzi moje zbawienie. Tylko On jest opoką i zbawieniem moim, On moją twierdzą, więc się nie zachwieję. Bez takiej świadomości każda modlitwa byłaby jednym wielkim przekłamaniem.

A więc... Jedynie w Bogu szukaj spokoju, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja. Tylko On jest opoką i zbawieniem moim, On moją twierdzą, więc się nie zachwieję.

wtorek, 11 grudnia 2012

kto się przyzna

Niby błahe zajęcia na uczelni. Takie rozluźniające, przedświąteczne. Niby błahe zadanie, napisania własnego tekstu związanego tematycznie ze świętami. Cóż to jest dla kogoś z tak lekkim piórem jak moje? I potem... potem trzeba to było przeczytać na forum. Siedząc na środku sali, mając dookoła siebie ludzi całkiem innych pod wieloma względami niż ci w duszpasterstwie.

Nie przypuszczałam, że tak to przeżyję. Że stracę oddech, że będę się trząść i że tylko Chrystus mnie przytrzyma na tamtym miejscu.

Może to niewiele, tylko krótka modlitwa. Dla mnie to był całkiem inny wymiar. Po półtora roku deklarowania się jako katoliczka - a nawet toczeniu dysput na temat wartości uznawanych za chrześcijańskie - dopiero teraz pokazałam im tego Pana Jezusa, dla Którego wszystko i przez Którego wszystko. Cholera, trudne to było. (Rozwijające).


Przyszedłeś. Wyczekiwany, wytęskniony, zapowiadany. I lipa, miejsce było tylko w ubogim domu w ubogiej mieścinie. Zawiodłeś oczekiwania wszystkich. Pewnie nawet własnej Matki.
Przez cały Adwent czekamy na Twoje nadejście, na Apokalipsę. Na koniec świata, chyba szczególnie w tym roku, skoro daliśmy się przekonać pogańskim kalendarzom, a nie Twojej Ewangelii. Kiedy przyjdziesz? Czy w tym roku, kiedy wspomnimy i uczcimy Twoje narodzenie, przyjdziesz jakoś do każdego z nas? Pewnie znowu zawiedziesz. Pewnie nie przyjdziesz i nie usiądziesz przy suto zastawionym stole z uśmiechniętą, radosną rodziną, śpiewającą sobie kolędy i obdarowującą się prezentami.
Proszę, przyjdź do rodziny pogmatwanej, obolałej, smutnej, tej bez wiary, bez nadziei, bez miłości, tej uśmiechającej się dwa razy do roku, która składa sobie sztampowe życzenia, byle uniknąć szczerości. Przyjdź jako dziecko - szczere, otwarte, bezkompromisowe. Tylko Ty masz w tym wszystkim sens, tylko Ty możesz nadać go naszym przygotowaniom, karpiom, choinkom, pasterkom, opłatkom. Chcę w to wierzyć.
Przyjdź, Panie Jezu!

niedziela, 9 grudnia 2012

przygotujcie drogę Panu

Przygotowujemy się na Jego przyjście. Trzeba być gotowym, bo w chwili, której się nie domyślamy...

Wczoraj wieczorem w Ewangelii wg św. Mateusza znalazłam fragment, który można w tym kluczu zinterpretować. Chodzi o początek opisu drugiego rozmnożenia chleba (Mt 15,32-36). Jezus mówi do swoich uczniów: popatrzcie, ktoś potrzebuje pomocy. I za chwilę, kiedy uczniowie wykazują się znowu niewielką inteligencją, daje im znak, że jeśli tylko trochę się zmobilizują, to On im pomoże we wszystkim.

Może trzeba przygotowywać się także i na to, że w każdej chwili Chrystus może stanąć koło mnie i powiedzieć: popatrz, ktoś potrzebuje pomocy, zrób coś! Chrystus działa naszymi rękami. Czy te ręce są stale gotowe do bycia rękami Boga?