poniedziałek, 20 maja 2013

pustostany świadomości

Wszystko, co się dzieje w moim życiu ostatnio, pędzi na łeb na szyję, nie wskazując celu. Silne postanowienie z ostatniej spowiedzi okazuje się mrzonką. Kiedy pędzę z jednego krańca swoich możliwości na drugi, nie mam czasu zatrzymać się przed Panem Bogiem. Dotarło do mnie, że kiedyś nie było dla mnie problemem zorganizować się tak, żeby być na Mszy świętej w tygodniu. Teraz nawet ta niedzielna wymaga akrobacji czasowych. I po co to?

W kalendarzu notuję sobie przy każdym wpisanym zadaniu i przypomnieniu dwie literki. P - jak pilne. I W - jak ważne. Nagle się okazuje, że tylko kilka rzeczy w tygodniu jest ważnych, ewentualnie jednocześnie pilnych i ważnych. I znajdują się one na szarym końcu listy do spełnienia. Pomieszanie z poplątaniem.

Żaden magiczny sposób nie pomoże. Mogę nosić przy sobie różaniec, mogę trzymać na biurku Oremus gotowy do otwarcia na odpowiedniej stronie, mogę wykonywać pobożne gesty przed posiłkiem. Jeśli naprawdę nie znajdę zorganizuję czasu, żeby powiedzieć - dziękuję, proszę, przepraszam, to każda z tych rzeczy będzie pusta.

Jezu najcierpliwszy, zmiłuj się nad nami!