czwartek, 21 lutego 2013

wszyscy jesteśmy heretykami

Natknęłam się właśnie na wywiad z profesorem Janem Hartmanem. Zasmucił mnie niepomiernie.

Ja rozumiem, że o chrześcijaństwie mówią nie tylko chrześcijanie, o katolicyzmie nie tylko katolicy. Rozumiem też, że jest to uprawnione, bo nie trzeba być ptakiem, żeby być ornitologiem. Nie rozumiem jednak, dlaczego człowiek, który nie ma zielonego pojęcia o doktrynie chrześcijańskiej, dogmatach, historii Kościoła, wypowiada się z taką stanowczością i pozorowaną znajomością tematu w sprawie, która tak naprawdę go nie dotyczy.

Jeśli człowiek z tytułem profesora wypowiada się publicznie, to mam chyba prawo oczekiwać, że ponad swoimi poglądami wykaże się pewną fundamentalną wiedzą. Na przykład nie powie, że rozróżnienie na dobro i zło, wyodrębnienie szatana, pochodzi z gnostycyzmu i nie występowało w jakimś pierwotnym chrześcijaństwie (czymkolwiek by ono było). Nie powie też, że 1 listopada obchodzimy święto przodków. Ani, że Maria i jej matka były dziewicami. Nie trzeba w to wierzyć, żeby mieć na ten temat wiedzę. To wszystko jest do przeczytania w ogólnodostępnych źródłach, nie jest to żadna wiedza tajemna. Człowiek z tytułem profesora powinien korzystać z ogólnodostępnych źródeł, skoro wypowiada się w temacie, który jest dla niego widocznie w jakiś sposób istotny.

A może ja po prostu za wiele wymagam?

wtorek, 19 lutego 2013

zabiera strach

Krótka wyprawa w góry. Śnieg, śnieg, śnieg. Idziemy szczytem. Śnieg, śnieg, mgła. Mgła, towarzysząca nam właściwie od samego dołu, teraz nabiera nowej gęstości. W zasadzie nie można odróżnić bieli śniegu od bieli mgły. Idziemy jakby zawieszeni w próżni, tylko śnieg pod nogami przypomina, że jest jakaś granica tej bieli. Idziemy w zasadzie każde sobie, bo wiatr, wzmagający się coraz bardziej, skutecznie uniemożliwia rozmowę. Punktem odniesienia są tylko tyczki wbite wzdłuż szlaku. Idziemy.

Pierwsza myśl jak błyskawica. Zaraz zacznie się jakaś potworna zamieć. Kiedy zaczynaliśmy drogę, wszystko było w porządku, ale wiadomo, w górach wszystko się może nagle zmienić. Wiatr się wzmaga. Jakiś samonakręcający się strach ściska mnie za gardło.

Druga myśl jak wysoka ściana. Panie Boże, przecież jesteś. Nie pozwolisz, żeby nam włos z głowy spadł. W Tobie nasza nadzieja. W Twoich rękach wszystko. I my, i ten szlak, i ten śnieg, i ten wiatr. Rób co chcesz, byle po Twojemu.

Zakończenie tej wędrówki nie jest jakoś spektakularnie cudowne. Wiatr nie ucichł, mgła nie rozstąpiła się przed nami, śnieg nie stopił się od Boskiego powiewu. Dotarliśmy w tych samych warunkach do punktu, z którego już dość stroma droga w dół prowadziła nas do schroniska. Im niżej, tym mgła była rzadsza, ale nie miało to chyba wiele wspólnego z ponadnaturalną Bożą ingerencją. Słońce, które ostatecznie prawie się przebiło przez mgłę i chmury (a, jak wiadomo, prawie robi wielką różnicę), też raczej nie.

A jednak jakoś Pan Bóg szedł z nami przez cały ten czas, odkąd Mu się przypomniałam :) Jezus mówi ci, że miłość ta zabiera strach, zabiera strach, zabiera strach... - tym razem chyba wręcz dosłownie :)

wtorek, 12 lutego 2013

sede vacante

Informacja o abdykacji papieża Benedykta XVI uderzyła mnie mocniej, niż w ogóle mogłam przypuszczać. Najpewniej dlatego, że początek jego pontyfikatu nałożył się na moje nawrócenie. Mój wzrost wiary opierał się mocno na łączności z papieżem, chociaż może nawet sobie tego jakoś znacząco nie uświadamiałam. Stałam się miłośniczką jego pierwszej encykliki i naprawdę bardzo lubiłam śledzić jego wypowiedzi na różne tematy. Kiedy prowadziłam SOWę w duszpasterstwie i zgłębiałam tajniki liturgii, postawa papieża niesamowicie mi imponowała.

Nie mnie oceniać jego decyzję o rezygnacji. Nikt z nas, którzy go chwalimy albo potępiamy, nie jest w stanie wyobrazić sobie, jaka to praca, jaki ogrom odpowiedzialności i jaka presja. Martwi mnie natomiast, że Wielki Post, który jutro zaczniemy, może się przekształcić w czas oczekiwania na konklawe i wybór nowego biskupa Rzymu, zamiast być czasem nawrócenia i pokuty.

Myślę, że u progu tego czasu możemy się tylko modlić, aby dobrze i po Bożemu przeżyć ten czas, kiedy rzeczywistość opuszczenia duchowego łączy się z rzeczywistością sede vacante.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Ruah

Dziś będzie o jednej z najpiękniejszych i najmocniejszych modlitw, jakie znam. Swego czasu wiele dobra dzięki niej doświadczyłam. Wczoraj przypomniałam ją sobie i myślę, że Pan Bóg mógł w tym maczać palce :)

Modlitwą tą jest koronka ku czci Ducha Świętego. Jej tekst można znaleźć w wielu miejscach w internecie (np. tu) i nie tylko. To tak niewiele. Uwielbiać Ducha Świętego i prosić Go codziennie o przyjście w Jego siedmiu darach, o udzielenie tych prostych, ale jak potrzebnych łask. Tak niewiele, a jednak działa. Proście, a będzie wam dane, chciałoby się powiedzieć, i może tym razem akurat całkiem słusznie. Mam wrażenie, że jakoś tego Ducha Świętego zaniedbujemy w naszym codziennym przeżywaniu wiary. My, czyli ogół katolików. Jezus Chrystus, no bo Eucharystia i zbawienie i zmartwychwstanie, wszystko to, co się wokół Niego kręci. Bóg Ojciec, no bo przecież Ojcze nasz i Ewangelia, w której Jego Syn ciągle mówi o Ojcu. A Duch Święty? Jakoś tak się to czasem rozmywa. A wystarczy pamiętać, zwrócić uwagę, zatroszczyć się o tę relację.

Bardzo ważna jest jeszcze modlitwa, którą nauczyłam się łączyć z tą koronką, mianowicie akt ofiarowania się Duchowi Świętemu, sformułowany przez św. Arnolda Jansena SVD:
Duchu Święty, słodka miłości Ojca i Syna. Aby całkowicie należeć do Ciebie, oddaję Ci teraz i na zawsze moje serce, moje ciało i duszę, moje siły i zdolności, moje cierpienia i radości, moje życie i śmierć. Oddaję Ci też wszystkich, którzy są mi drodzy, i wszystko, czym jestem i co posiadam, abyś Ty sam mógł tym rozporządzać i panować nade mną Swoją miłością teraz i w wieczności. Amen.

Ta postawa jest tak bliska postawie Najświętszej Panny, że aż mnie to uderzyło, kiedy pierwszy raz wypowiedziałam tę modlitwę. A jednak właśnie o to chyba chodzi. Maryja była - jest - Oblubienicą Ducha Świętego. Czy chrześcijanin musi chcieć czegoś więcej w swojej relacji z Panem Bogiem?