środa, 19 marca 2014

o mores!

Od blisko trzech miesięcy pracuję w Wielkiej Firmie. Nawet więcej - pracuję w centrali tej Wielkiej Firmy, więc nie mam do czynienia ze sprzedażą, z klientami, z planami sprzedażowymi i tak dalej. Wydawałoby się zatem, że moja praca powinna polegać przede wszystkim na zapewnianiu wysokiej jakości wykonywanych zadań. Otóż nic bardziej mylnego. Wielka Firma nie tylko nakłada sztywne limity ilości realizowanych spraw, ale też stawia innym za wzór pracy osoby, które ilości te znacznie - i sztucznie - zawyżają. Nie jest więc istotne popełnianie karygodnych błędów. Nie jest również istotne dodawanie bezsensownej pracy innym osobom z tego samego zespołu. Nie jest istotne podkładanie świni kolegom i koleżankom z zespołu. Istotne jest tylko to, ile się danego dnia spraw zrealizuje.

Powyższy fragment miał być wstępem do notki o etosie pracy. Im dłużej siedzę i myślę nad tym tematem, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie warto go podejmować. Przynajmniej w kontekście mojej Wielkiej Firmy. Pewnie także wielu innych Wielkich Firm. Każdego dnia my w Wielkich Firmach pozwalamy rozmieniać etos pracy na drobne - na limit, na premię, na skuteczność, na awans. Zresztą, czy w Mniejszych Firmach, a nawet w Całkiem Małych Firmach, nie dzieje się tak samo?

Więc może - cóż za śmiałe marzenie! - założę własną firmę, Całkiem Małą Firmę, w której etos pracy będzie na właściwym dla niego miejscu. A może nawet uda się tę Całkiem Małą Firmę rozwinąć w jakąś trochę większą i zatrudnić innych, młodych, i pokazać im, że etos pracy jest ważny.

Lubię sobie tak marzyć, kiedy szybko klikam między kolejnymi przyciskami mojej aplikacji firmowej. I w rytmie moich marzeń z każdą chwilą podnosi się wskaźnik zrealizowanych przeze mnie spraw.