poniedziałek, 21 lipca 2014

fashion

Dzikie upały, które obecnie zabijają wszelką aktywność życiową ponad oddychanie i nawadnianie organizmu, doskwierają też w trakcie mszy i nabożeństw. Jakoś tak zupełnie niezauważenie, a na pewno bez większego sprzeciwu, weszły do świątyń bluzki na ramiączkach albo, o zgrozo, bez ramiączek jakichkolwiek, a także spódnice mini i ultramini (te drugie zwłaszcza przy okazji ślubów) czy krótkie spodenki (podobne do tych, których niektóre nastolatki używają jako piżamy). No i tak sobie siedzą te dekolty w ławkach, tak sobie przyklękają te odkryte kolana...

I w to wszystko wbiega kilkuletnia dziewczynka, która ma, owszem, sukienkę na ramiączkach, a na nią zarzuconą maminą chustkę, i tak sobie paraduje po kościele, zakryta, radośnie poprawiająca tę chustkę, kiedy jej się zsuwa.

I przypomina mi się obrazek z Ławry Kijowsko-Peczerskiej, w której przed jednym z soborów wypożyczane były (chyba nawet za darmo) płachty materiału z troczkami, by uspodnione lub zbyt wyletnione panie, a także panowie w krótkich spodenkach mogli zakryć nogi. Myślę sobie, że nie wszystko, co ze Wschodu, musi być złe i heretyckie. Jakieś takie wyczucie sacrum, na przykład. Całkiem fajna sprawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz