środa, 9 lipca 2014

dzieci niczyje

Toczy się, toczy wielkie koło sprawy profesora Chazana. Jedni popierają (na fejsbuku), inni odsądzają od czci, rozumu i postępu (no bo przecież nie od wiary). A ja myślę sobie o tym małym dziecku i o jego matce.

Był taki dzień, dawno temu, który spędziłam na oddziale noworodkowym pewnego szpitala w charakterze gościa-obserwatora. Był to noworodkowy OIOM. Przypadki mniej bądź bardziej drastyczne. (No dobra, nie AŻ TAK drastyczne jak ten medialny). Razem z pielęgniarkami karmiłam te dzieciaki z butelki. Chłopca, który miał przerost wszystkich organów w jamie brzusznej i według progroz lekarzy miał przed sobą najwyżej rok życia. Dziewczynkę, która leżała w inkubatorze i nie można jej było na chwilę wyciągnąć - jej głowa spoczywała na dwóch moich palcach. Chłopca, który urodził się z HIV i uzależnieniem od narkotyków, a mamusia się go wyrzekła; pielęgniarki zaciskały zęby, bo przecież nikt go nie weźmie do adopcji. Życie każdego z nich miało bardzo krótką perspektywę. Poza tym ostatnim maluchem chyba wszystkie dzieci na oddziale były w jakiś sposób zdeformowane.

I to bolało. To nie był wstręt ani odraza, co się czuło. To był ból, że nie można im pomóc. Że władują w nie tonę leków, a to i tak nie da im szczęścia. To nie znaczy, żeby nie podejmować wszelkich możliwych działań. To znaczy tylko tyle, że patrzenie na te dzieci rodzi bezsilność, bezradność, ból, bunt. Tylko tyle i aż tyle.

Trudno orzec, jak bardzo dzieci w takim stanie odczuwają ból i inne bodźce. Nie ma więc uzasadnienia dla "skracania cierpienia", skoro nie mamy pojęcia, jak ono w rzeczywistości wygląda. Można jednak określić, jak bardzo cierpi matka, ojciec, rodzina tego dziecka, jeśli na nie patrzy. To jest coś, czego nie możemy zlekceważyć. Ten ból i wszystkie inne uczucia trzeba przyjąć i pomóc je przeżyć. Może dobrze byłoby kierować do takich rodziców psychologów od interwencji kryzysowej. Może dobrze byłoby nie odsądzać ich od czci i wiary. Nie wymagajmy, by byli od razu herosami.

Nie, nie mam na myśli, żeby grzecznie i ze współczuciem przytakiwać żądaniom aborcji. Myślę tylko o tym, żeby spojrzeć na tych rodziców jak na rodziców, ludzi, a nie jak na potwory (z ultrakatolickiej strony) lub na pokonanych rycerzy postępu (to z tej drugiej).

Myślę o tym, żeby modlić się za tych ludzi. Często słyszę o modlitwie za dzieci poczęte, zagrożone aborcją, a modlitwy potrzebują chyba przede wszystkim rodzice, którzy nie potrafią sobie poradzić z przerastającą ich sytuacją. Może dobrze będzie modlić się przede wszystkim za nich, i niekoniecznie tylko o "zmądrzenie", "nawrócenie", ale też o realną i konkretną pomoc dla nich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz