Pracować dla Pana Boga można nie tylko poprzez bycie księdzem, zakonnikiem, zakonnicą. Pracować dla Pana Boga można zawsze i wszędzie poprzez to, co się robi najlepiej, jak się umie, zgodnie z zasadami i mając na względzie dobro drugiego człowieka. Praca dla Pana Boga bywa czasem trudna. Hm, czasem nawet bardzo trudna. Praca dla Pana Boga może wymagać więcej wysiłku i zaangażowania niż praca dla siebie. Czy jednak nie jest tak, że pracując dla Pana Boga, pracujemy też dla samych siebie?
Po dzisiejszym spotkaniu SOWy wracałam do domu tramwajem i nawiedziła mnie myśl o mojej niegdysiejszej pracy w tzw. call center. Jak bardzo mnie wyczerpywała fizycznie, ale przede wszystkim - psychicznie i duchowo. Jak wielkie miałam moralne trudności z wciskaniem klientom kitu za pieniądze. To się zupełnie nie nadawało jako praca dla Pana Boga. Zajmując swoje stanowisko i "wydzwaniając" kolejny kontakt, trzeba było wręcz o Panu Bogu zapomnieć, bo wtedy szło choć odrobinę łatwiej (sic!).
Może dlatego o tym sobie przypomniałam, że wracałam ze spotkania, które uważam za dobre i owocne. Które wymagało ode mnie sporo pracy - nad przygotowaniem materiału, to jedno - ale drugie, ważniejsze, to praca nad sobą. Nad tym, co mogło zepsuć całość poprzez jeden szczegół. Summa summarum, przygotowania do tego jednego spotkania trwały u mnie od czwartku. Pięć dni po to, by poprowadzić dwugodzinne spotkanie o Liturgii Słowa. Nie chcę się tu gloryfikować ani kreować na męczennicę. To był czas, który mnie radował - zarówno przygotowania, jak i samo spotkanie. Chodzi mi tylko o to, że praca dla Pana Boga należy do każdego z nas, i że nie zawsze włożony w nią wkład przekłada się na jej jakość i na jej oddanie Panu Bogu.
Powraca myśl o żydowskim oddawaniu Bogu każdej czynności. I o modlitwie nieustannej.
Na początku i na końcu spotkania zawsze się wspólnie modlimy. To jedna z tych sytuacji, kiedy modlitwa czyni cuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz