poniedziałek, 25 października 2010

proście, a będzie wam dane

Prośba o modlitwę. Taka prośba zbliża ludzi. Nawet prawie obcych. Nawet ustosunkowanych wobec siebie służbowo, formalnie. Taka prośba przełamuje coś w proszącym i coś w proszonym. I jeszcze coś pomiędzy nimi.

Czytam teraz prywatne pisma Matki Teresy z Kalkuty. Zadziwiające, jak w każdym liście, niezależnie od adresata, gorąco prosiła o modlitwę w swojej intencji. Prosiła o modlitwę swojego kierownika duchowego, ale też arcybiskupa kalkuckiego, matkę generalną loretanek i siostry z tego zgromadzenia, prywatnych ludzi, z którymi w różnych sprawach się kontaktowała.

Każda prośba wymaga pokory, przyznania się przed drugim człowiekiem do własnej słabości. Jakoś łatwiej tę pokorę w sobie kształtować, prosząc ludzi o modlitwę. Kiedy proszę o coś materialnego - o pieniądze, jedzenie, ubrania - pokora może zostać przekształcona w upokorzenie (swoją drogą, to ciekawe, jak źle się to słowo kojarzy i jak negatywne ma znaczenie w zestawieniu z jego pochodzeniem). Kiedy proszę o modlitwę, jest zupełnie inaczej. Może dlatego, że w takiej prośbie zawiera się bezpośrednie wskazanie na rzeczywistość ponadludzką?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz