sobota, 9 października 2010

na Dzień Papieski

Trafiłam dziś na artykuł w Rzeczpospolitej, dotyczący Jana Pawła II i Dnia Papieskiego. Przez ten artykuł przeziera momentami ta jakaś narodowa histeria na punkcie naszego papieża, umiłowanego sługi Bożego i tak dalej, i tak dalej. Opisywany Dzień Papieski, razem z jego genezą i skutkami, jest dla mnie wybuchem miłości do Jana Pawła II, tylko że ten wybuch doprowadza społeczeństwo do takich mdłości, że nie może się powtarzać częściej niż raz do roku. (No, od śmierci Jana Pawła II już dwa razy do roku).

Chciałabym, żeby było jasne: uważam Jana Pawła II za człowieka o niezwykłym potencjale, mądrości, świętości nawet. Nie oznacza to jednak, że mam bezkrytycznie patrzeć, jak robi się z niego polskiego bożka, którego przesłanie mamy realizować czy kultywować. Słowa, które we wspomnianym artykule uznawane są za przesłanie Jana Pawła II, są tak naprawdę słowami Chrystusa, Jego przesłaniem, Jego oczekiwaniem wobec nas. I to Jego właśnie oczekiwanie mamy spełnić, na Jego wołanie odpowiedzieć. Pontyfikat Jana Pawła II wiele zmienił i Pan Bóg nie powołał Karola Wojtyły bezcelowo czy przypadkowo. Jan Paweł II wiele przypomniał, wiele uświadomił, wiele odświeżył, wiele dopowiedział. Jego przesłanie jest jednak tylko i wyłącznie głoszeniem Słowa, które zostało wypowiedziane przed wiekami. To na tym Słowie powinniśmy się skupiać.

Przypominam sobie, że jako gimnazjalistka pisałam esej o księdzu Popiełuszce na konkurs pod hasłem Zło dobrem zwyciężaj. Jako nieuświadomione jeszcze wówczas stworzenie nie miałam pojęcia, że autorem tych słów nie jest ksiądz Jerzy. Nie miałam pojęcia, że jest to cytat biblijny i parę lat po tym konkursie mocno się zdziwiłam tym faktem. Obawiam się, że ze słowami Jana Pawła II może być podobnie. Wprawdzie wypowiedź o kremówkach nie zostanie potraktowana jako nowy dogmat, ale wiele innych - np. Nie lękajcie się - jako mądre, ponadczasowe i uniwersalne mogą zostać przypisane jego osobie. Obawiam się zatem, że dojdzie (a wydaje mi się, że dochodzi już teraz w niektórych przypadkach) do zafałszowania. Zafałszowania z jednej strony wspomnienia o osobie i duchowości Jana Pawła II; z drugiej strony znacznie gorszego zafałszowania Słowa Bożego.

Obserwując to, co się w naszym polskim kociołku gotuje w związku z Janem Pawłem II, myślę sobie, że chyba za bardzo jesteśmy skupieni na swoich wadach, niedociągnięciach, małostkach. Kiedy wreszcie zjawia się ktoś, kto wybija się ponad, rzucamy się, by go hołubić i wynosić jeszcze wyżej. Jeśli ta diagnoza jest trafna, to pozostaje tylko zaapelować o przyhamowanie i mądre wykorzystanie nauczania i charyzmatu Ojca Świętego Jana Pawła II. Takie ekscesy, jak ornat papieski, ornat z wizerunkiem Jana Pawła II albo z wizerunkami świętych kanonizowanych przez (sic!) naszego Papieża Jana Pawła II... cóż, nie wskazują na świadomość, co Jan Paweł II niósł Kościołowi i co mu dawał. Trzeba pamiętać, że skoro takie ornaty pojawiają się w ofercie sklepów, to jednak jest na nie zbyt. Ktoś z nich korzysta. Histeria nie jest wymysłem niepokornych.

Na ostatek mogę chyba napisać, że jedynym aspektem, w którym można by tolerować takie rozdmuchiwanie czci dla Jana Pawła II może być fakt, że przyczyni się to do jej usankcjonowania i kultywowania w przyszłości. Inna sprawa, czy chcemy, żeby Jan Paweł II pamiętany i czczony był jako lokalny bożek, który więcej przyniósł Polsce niż Kościołowi.

1 komentarz: