niedziela, 19 września 2010

zaniemówienie

Dziś wyjątkowo nie będzie o czytaniach. Nie jestem w stanie. Rozłożyła mnie na łopatki Msza święta, na której śpiewaliśmy ze scholą z racji chrztu, który po tejże Mszy miała otrzymać siostrzenica naszej prowadzącej. I to, niestety, rozłożona jestem w negatywnym sensie.

Mogę powiedzieć tylko tyle. Kapłan jako człowiek ma swoją osobowość i źle jest, jeśli tego nie widać. Ale jeszcze gorzej jest, jeśli swoją osobowością przysłania mi drogę do Pana Boga. Czy to na Mszy świętej, czy to w duszpasterstwie, czy gdziekolwiek indziej. Niestety. Podczas dzisiejszej Mszy w jednej z podwrocławskich parafii miałam wrażenie, że ten event ma jednego głównego bohatera i nie jest nim Pan Bóg. Ani nawet Pan Jezus.

Nie mówiąc już o tym, że kazanie traktowało o wszystkim, tylko nie o dzisiejszych czytaniach. Nie można przecież wymagać wszystkiego. Gwiazda musi się jakoś wypromować; ciężko to zrobić, komentując naprawdę trudne teksty, jakie na XXV niedzielę zwykłą ktoś mądry przygotował.

Jedno jest pewne, w takich chwilach człowiek dogłębnie odczuwa, że śpiew podczas liturgii również jest służbą. Co za tym idzie - nie zawsze musi wiązać się z przyjemnością i poczuciem wzrostu w wierze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz