Zaciekawiły mnie czytania przeznaczone na dzisiejszą Liturgię Słowa.
Najpierw Księga Hioba (3,1-3.11-17.20-23). Hiob przeklinał swój dzień, przeklinał ten los, jaki go spotkał. To nie jest tak cukierkowo, jak się czasem opowiada dzieciom w szkole, że Bóg Hiobowi dawał same nieszczęścia, a Hiob potulnie kiwał głową i prosił o więcej. Wydawałoby się, że skoro przeklinał, to sprzeciwiał się woli Boga, powinien więc być ukarany. Tak się nie stało. Może dlatego, że wiara Hioba, chwilowo może przykryta gorzkimi słowami, była od nich silniejsza, a Pan Bóg to widział. W kontekście dzisiejszej Ewangelii ta interpretacja wydaje się uzasadniona.
Św. Łukasz (9,51-56) przedstawia wydarzenie, które z pozoru niewiele znaczy. Ot, chciał przenocować u kogoś w drodze do Jeruzalem, a ten ktoś mu odmówił. Kiedy uczniowie proponują zesłanie na tego kogoś wielkiej, okrutnej (dziś powiedzielibyśmy: medialnej) kary, Pan Jezus im zabrania. Jest przeciwny karaniu od razu. Jedno potknięcie, jedna zła decyzja nie musi oznaczać definitywnego nastawienia na zło. Tak samo było z Hiobem.
Pokazuje to też, jak bardzo Bóg ceni naszą wolność. Mamy prawo Mu odmówić, bo jesteśmy wolni. Jezus mógłby wejść do tego samarytańskiego miasteczka, wejść do pierwszego domu, rozsiąść się przy stole i powiedzieć: Halo, halo, to Ja tu jestem Bogiem i to Ja decyduję, gdzie śpię z moimi uczniami, tak? A wy, robaczki, możecie mi... No dobra, On by pewnie powiedział to inaczej. Sens jest zachowany. Nie tu, to gdzie indziej. Szkoda trochę, bo właśnie tu byłoby dobrze, bliżej, wygodniej, ale skoro ci ludzie nie chcą, nawet Jezus jako Bóg nie chce ich zmuszać.
Ciekawie w świetle tych czytań prezentuje się osoba św. Wacława, męczennika, którego dziś wspominamy. Mógł przecież podjąć inną decyzję, nie zabiegać o rozwój chrześcijaństwa w swoim kraju. Do tego zresztą pewnie próbowano go zmusić, zanim wysłano na niego siepaczy. Diametralna różnica między porządkiem Bożym a ludzkim: Bóg daje wolność, człowiek na przekór tej wolności próbuje narzucać swoją wolę. Św. Wacław wybrał w wolności od Boga, a zginął z powodu zniewolenia, którego nie przyjął.
gorzkie słowa Hioba nie musiały przykrywać jego wiary. skoro mówił (krzyczał) do Boga, to chyba znaczy, że w Niego wierzył.
OdpowiedzUsuńhm, miałam na myśli wiarę nie w sensie uznania, że Bóg jest, tylko gotowości pełnienia Jego woli. no, jakoś tak w każdym razie.
OdpowiedzUsuńno, ja też nie mam tylko uznania istnienia Boga na myśli. ale z tego co wyczytałam, wiara Hioba była żywa. on sam był miał też świetne intuicje co do tego, jaki Bóg jest, a jaki nie. które jednak okazały się i tak marne, kiedy Bóg sam w Swoim imieniu przemówił do Hioba.
OdpowiedzUsuńa co do gotowości pełnienia woli Bożej, to chyba najwyższy "stopień" wiary. dalszy krok. jeśli w ogóle te przestrzenne metafory mogą oddać istotę :P
OdpowiedzUsuń