Nie, lepiej nic nie powiem (...). Jest to tajemnica potrzebna tylko mnie jednemu, ważna i niemożliwa do wysłowienia.
To nowe uczucie nie dokonało we mnie zmiany, nie dało mi szczęścia i nie uświadomiła z nagła, tak jak o tym marzyłem. Było z nim podobnie jak z uczuciem dla syna: tu także nie spotkała mnie żadna niespodzianka. Wiara - a może to zresztą nie wiara - ja sam nie wiem, co to takiego, ale uczucie to równie niepostrzeżenie i na skutek cierpienia zakorzeniło mi się w duszy.
Będę się po staremu niecierpliwił na stangreta Iwana, po staremu wdawał się nie w porę w dyskusję, ten sam mur pozostanie pomiędzy moim wewnętrznym świętym świętych a innymi ludźmi nie wykluczając mojej żony; podobnie jak dotychczas, jej przypiszę winę mojego własnego strachu, a potem tego pożałuję; tak samo będę się modlił nie pojmując rozumem, dlaczego to czynię... A jednak odtąd już życie moje, całe moje życie, każda jego minuta, niezależnie od wszystkiego, co się ze mną stać może - nie tylko nie będzie bez sensu jak dawniej, ale posiędzie niezawodny sens tego dobra, które jestem mocen w nie włożyć!
Pomijając już ten oczywisty fakt, że wiara nie jest uczuciem, a raczej postawą, a także, że dobro nadające życiu sens wkłada w to życie raczej Bóg niż sam człowiek, powyższy fragment jest całkiem udanym literackim opisem stanu człowieka po nawróceniu. Rzecz jasna, nie każdy świeżo nawrócony stwierdzi, że nikomu nie powie o tym, co czuje - chyba każdy z nas spotkał na swojej drodze neofitę nadmiernie gorliwego i zapamiętale opisującego stan jego duszy. Myślę jednak, że w tym skomplikowanym procesie dochodzenia do dojrzałej wiary znajdują się także momenty takie jak ten, w którym znalazł się na sam koniec Konstanty Lewin: momenty, w których nie sposób opisać tego, co się w duszy dzieje.
Mówiła też o tym Mała Tereska:
Istnieją rzeczy, które wystawione na powietrze, tracą swój zapach. Są myśli duszy, których nie można przełożyć na język ziemski, tak by nie utraciły swego wewnętrznego i niebiańskiego znaczenia. Są one jak ten kamyk biały, który będzie dany zwycięzcy i na którym jest wypisane imię znane tylko temu, kto go otrzymuje.
Dyskusyjne jest także to, że nawrócenie "jest to tajemnica potrzebna tylko mnie jednemu". Nie wiadomo, w którym momencie ta tajemnica, której rzeczywiście nie może zgłębić nikt postronny, stanie się potrzebna komuś innemu.
I jeszcze tylko na koniec: pięknie Tołstoj wyraził, że chrześcijanin to taki sam człowiek, jak wszyscy inni: tak samo się kłóci, wdaje w dyskusje, ulega słabościom. Ma jednak perspektywę, ku której realizacji może zmierzać. Wieczność. Zbawienie. Sens życia właśnie w tym tkwi.
Być może chodzi o to, żeby nie tyle mówić o nawróceniu i o tym jak Bóg działa w duszy i w życiu (choć to też czasem jest potrzebne), co starać się to wszystko wcielać w życie tak, aby ktoś kto na ciebie i twoje zachowanie spojrzy, dostrzegał coś więcej niż tylko pobożnego człowieka...
OdpowiedzUsuń