W ostatnich dniach bardzo wiele wokół mnie dzieje się w temacie nawrócenia. Kulminacją są dzisiejsze czytania mszalne.
Czytanie z Księgi Wyjścia (Wj 32,7-11.13-14) mówi może nie tyle o samym nawróceniu, co o jego konieczności. Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku, mówi Pan do Mojżesza. Co na to Mojżesz? Nie, nie zaprzecza winom narodu izraelskiego. Bierze Pana Boga trochę pod włos, przypominając Mu o przysiędze, którą złożył Żydom na samego Siebie. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego (2 Tm 2,13).
Psalm (Ps 51,3-4.12-13.17.19) - jeden z najpiękniejszych, jakie znam - jest chyba jedną z najwspanialszych modlitw, jakie Kościół odziedziczył po Starym Testamencie (Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, 10). I dalej: Te słowa właściwie nie wymagają żadnego komentarza. One mówią same za siebie. One same objawiają prawdę o kruchości moralnej człowieka. Oskarża on siebie przed Bogiem, bo wie, że grzech jest przeciwny świętości jego Stwórcy. Równocześnie też człowiek-grzesznik wie o tym, że Bóg jest miłosierdziem i że to miłosierdzie jest nieskończone: Bóg wciąż na nowo gotów jest przebaczać i usprawiedliwiać grzesznego człowieka (tamże). Skoro tak, to człowiek powinien być wciąż na nowo gotów dostrzegać swoje winy i nawracać się.
Drugie czytanie (1 Tm 1,12-17) pokazuje, co Bóg daje człowiekowi, który się nawróci: uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Mówi to święty Paweł, ten, który podjął misję głoszenia Ewangelii jak najdalej i jak najszerzej, i tę misję wypełnił w sposób godny pozazdroszczenia. Ciekawie tłumaczy on zresztą sens miłosierdzia, które grzesznikowi okazuje Pan Bóg: dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego. Sporo znamy świętych, którzy przez dłuższy lub krótszy czas za życia na ziemi święci wcale nie byli (szerzej o tym pisze moja współodpowiedzialna).
I Ewangelia (Łk 15,1-32), z wydzieloną krótszą perykopą. Cały ten fragment wskazuje, że miłosierdzie Ojca w niebiesiech bierze górę nad sprawiedliwością. Znowu pozwolę sobie zacytować Jana Pawła II: (...) miarą wyznaczoną złu, którego sprawcą i ofiarą jest człowiek, jest ostatecznie Boże miłosierdzie. Oczywiście, jest w miłosierdziu Bożym zawarta również sprawiedliwość, ale nie jest ona ostatnim słowem Bożej ekonomii w dziejach świata, a zwłaszcza w dziejach człowieka. Bóg zawsze potrafi wyprowadzić dobro ze zła, Bóg chce, ażeby wszyscy byli zbawieni (...). Natomiast z własnych refleksji nad tym fragmentem powiem tyle, że pod koniec dłuższej perykopy Jezus mówi o pretensjach drugiego, prawowiernego syna. A wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę». Chyba najważniejszym zadaniem dla katolików, wypływającym z tej Ewangelii, jest pokora wobec Bożych wyroków, wobec Bożego miłosierdzia i Bożej sprawiedliwości. Przecież Pan Bóg nie chce, żeby komukolwiek z nas stała się krzywda. Przyjmując grzeszników, niczego nie odbiera nam, za to im wynagradza krzywdy, których doznali przez swój grzech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz