poniedziałek, 6 grudnia 2010

protest

W moim otoczeniu za sprawą pewnej bardzo wpływowej w tym względzie osoby furorę robi ostatnio określenie masochizmu religijnego. Pod pojęciem tym kryje się między innymi udział w dwóch Mszach świętych w ciągu dnia - roratach i Mszy popołudniowej.

Irytuje mnie to pojęcie niepomiernie. Czy udział w Mszy świętej, która jest przecież centrum życia chrześcijanina, można stawiać w jakiś dziwny sposób na równi z udręczaniem samego siebie?

Jeśli chodzi o wstawanie wczesnym rankiem mimo tego, że wieczorem tak czy siak idzie się na Mszę świętą, to można to nazwać zupełnie inaczej. Określenie masochizm religijny użyte w kontekście Mszy świętej przywodzi na myśl tę charakterystyczną postawę Polaka-katolika: idę na Mszę, bo trzeba, więc im szybciej się skończy, tym lepiej. A dwie w ciągu dnia? Przecież to udręka.

Dziwolągom językowym i mnożeniu bytów mówimy stanowcze NIE.

5 komentarzy:

  1. Założę się, że wśród słuchających była chociaż jedna osoba, która myśli w ten sposób: "Tak, muszę się dobrze przygotować do świąt, pójdę na wszystkie roraty, tak! Co? Rekolekcje jeszcze są? O kurde! No ale trudno, też pójdę - muszę, bo inaczej, co to będzie za adwent" itp. itd. Pewnie był tam też ten Polak-katolik, który pójdzie z przymusu nawet na 10 Mszy w ciągu dnia, ale po to, żeby je "odhaczyć" w swoim planie na przygotowanie do przyjścia Pana. Wtedy to będzie dręczenie siebie, a więc masochizm.

    Ale masz rację - można użyć lepszego słowa, którego znaczenia nie trzeba będzie się tak dopatrywać. No ale to już inwencja wypowiadającego (i cytujących!) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. być może się czepiam, ale wynika to ze świadomości, jak wielką szkodę może spowodować niefrasobliwe używanie słów obciążonych konkretnym znaczeniem. zestawianie pojęć masochizmu i Mszy świętej jest według mnie niebezpieczne. przypuszczalnie wśród słuchających znalazło się sporo ludzi, którzy pomyśleli mniej więcej tak, jak to opisałeś. przypuszczalnie byli też tacy, którym skojarzyło się chodzenie na Mszę dwa razy w ciągu dnia ze znęcaniem się nad sobą, co może zostać sprowadzone do chodzenia na Mszę w ogóle w tygodniu. i tak dalej. redukcji łatwo dokonać, jeśli się usłyszy wystarczająco sugestywne hasło. o to mi głównie chodziło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już wiem, dlaczego kobiety nie mogą być księżmi (tzn., dlaczego nie powinny być z takich czysto ludzkich powodów):)
    Złośliwość może czasem zadziałać, jak dobry skalpel, albo sekator: wytnie się kilka chwastów i po czasie już można sadzić jakieś fajne kwiatki. No, ale musi się znaleźć odważny i mądry ogrodnik.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Daniel: nie mogą być księżmi, bo zostawałyby ślady od szminki na Ewangeliarzu i obrusie ;)

    Choć ja też nie popieram w tym wypadku "pewnej (...) osoby", mam jakieś przeczucia, że wstawanie na 6:00 jest pewnym rodzajem utrudnienia sobie życia. A w niektórych kręgach... Zresztą, drugi z używanych przez pewną osobę zwrotów to, "nerwica religijna". A od nabijania mszy do nerwicy bardzo blisko.
    (Powiedziała ta, co była na obu. Schwarzcharakter postu zresztą też :P)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, a do tego całą spowiedź by rozgadały. Za to pokutę odprawiałoby się chyba przez całe życie.

    Hmm samo wstawanie na 6.00 masochizmem dla mnie nie jest, ale założenie, że MUSZĘ to zrobić - już tak. I ja właśnie w ten sposób to sobie zinterpretowałem

    OdpowiedzUsuń