czwartek, 30 grudnia 2010

miła nowina?

Dobra. Pan Jezus się narodził. Co dalej?

To wcale nie jest łatwe, stanąć w życiu w sytuacji młodego i zupełnie niedoświadczonego rodzica. Wszyscy wokół doradzają. A Ty masz w rękach coś, co nazwałbyś kukiełką, gdyby nie to, że samo się rusza i woła o jedzenie. Coś tak kruchego, że jeden nieuważny ruch może wszystko zniszczyć.

Tak się mogła czuć Maryja, tak pewnie odbierał to Józef. Młodzi rodzice - święci czy nie, ale ludzcy - postawieni pod ścianą (stajenki). I jeszcze taka odpowiedzialność: że mają w rękach Zbawiciela świata, któremu nie mogą dać nawet porządnej kołdry dla ochrony przez chłodem nocy.

Z jednej strony radosna pewność, że to już i to na pewno TO, więc Bóg sam się tym zajmie, Bóg nie da nam zginąć. Z drugiej strony bolesna niepewność czysto ludzka, czysto światowa: co, jak, gdzie, za co? I jeszcze prześladowanie, konieczność ucieczki, bezdomność, bezradność.

I cały czas ta mała kukiełka, którą może zniszczyć nieuważne podłożenie ręki pod główkę. Dziecię, którym się trzeba zająć niezależnie od własnych widzi-mi-siów, samopoczucia, nastroju i czasu. Wśród takich trosk łatwo zapomnieć o najważniejszym. Odsunąć Boga na bok. Skoro się nami na pewno zajmie, to teraz zajmijmy się sami sobą.

Módlmy się. Mamy w rękach nowonarodzonego Syna Bożego. Mamy w rękach nowy rok, który się zbliża. Mamy w rękach coraz to nowych ludzi, nowe relacje, nowe zadania i wyzwania. Tych rąk, skoro w nich coś trzymamy, nie da się pobożnie złożyć. Więc módlmy się tak, jak stoimy. Może niezgrabnie, może niepewnie, może czasem tak na szybko. Módlmy się. Bo bez tego...

2 komentarze:

  1. no właśnie co bez tego?

    OdpowiedzUsuń
  2. bez tego... nie wiem. z mojego doświadczenia wynika, że bez tego się właśnie nie wie. i bez tego jest dużo trudniej, ze wszystkim - z problemami z jednej strony, a z radościami z drugiej.

    OdpowiedzUsuń