poniedziałek, 6 grudnia 2010

ponad miłostki

Rekolekcje adwentowe. Jakoś trudno w tym roku. Jakby się już wyrosło z pewnych rzeczy. Z pewnych schematów. Z pewnych myśli. Nie wiem, czy nie za szybko. Po wczorajszym dość mizernym kazaniu dzisiaj już jakby lepiej. Myśl, która mi zapadła w pamięć (i w kalendarz):
Jest coś, czemu wasza fizyczność nie postawi granic - i jest to miłość.


W nas, ludziach, jest coś nieskończonego. W naszym ciele mieszka nieskończona Miłość. O ile oczywiście potrafimy ją przyjąć. Tej Miłości nie ograniczy nasza skończoność, małość, kruchość, mizerność. Ani fizyczna, ani duchowa, ani mentalna. Możemy mówić najprostszymi słowami, ale Pan Bóg zawsze z nich sam wyjdzie, jeśli tylko na to pozwolimy.

A jednak - Miłość jest niekochana. W drodze ku świętości - pokochajmy tę Miłość. Tylko tyle. Aż tyle. Jak? Może właśnie nie stawiajmy Jej granic. Ale to tylko jedna z możliwych odpowiedzi. Może tylko moja własna, i może każdy musi wypracować swoją.




Przedziwnie łączy się to z wczorajszą rozmową z A., podczas której zadała mi pytanie: od czego zaczęłabyś mówić, gdybyś miała komuś niewierzącemu opowiedzieć o Bogu? Nie wiem, od czego. Stanęłabym przed kimś takim i pewnie powiedziałabym najpierw w duchu: Panie Boże, prowadź!, a potem by poszło. Ale myślę też, że pierwszą i najważniejszą rzeczą, o której chciałabym powiedzieć takiej osobie - niezależnie od tego, że może to zabrzmieć banalnie - jest właśnie Miłość. Bóg jest Miłością.

Jakoś w mojej formacji zanikł ostatnio ten element. A przecież jest tak niesamowicie ważny!

Bez tej miłości można żyć,
mieć serce suche jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pić
z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własną miarę znać nadzieję,
w mroku kryjówkę sobie uwić,
o blasku próchna mówić "dnieje",
o blasku słońca nic nie mówić.

(Wisława Szymborska, Gawęda o miłości ziemi ojczystej)

5 komentarzy:

  1. o, Franciszek Ci troszeczkę utknął też :D Gdyby jeszcze Rekolekcjonista odwrotnie rozłożył akcenty pomiędzy mistyką a szaleństwem, byłabym zupełnie szczęśliwa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość-te trzy: z nich zaś największa jest miłość"
    (1 Kor 1-13), bo jak sama stwierdziłaś ,,tej Miłości nie ograniczy nasza skończoność, małość, kruchość, mizerność".
    Miłość jest nie kochana - a jakże! Dlaczego? Przez strach. Strach przed czymś, co nas przerasta, wobec czego musielibyśmy się przyznać do naszej niedoskonałości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kama: utknął jeszcze dużo wcześniej. wielu innych mistyków i mistyczek powtarzało wszak tę myśl.

    Daniel: w sedno :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale Ojciec Franciszek... ech :)
    a co do samych słów, chodziło też trochę o to, że już wtedy - 800 lat temu - ludzie żyli tak jak dziś, jakby Boga nie było, jakby Jego miłość była niczym... Nie tylko ze strachu, z lenistwa, z wygody trochę też.
    W zasadzie nic się nie zmieniliśmy przez tych 800 lat :/

    OdpowiedzUsuń
  5. no wiesz, Kama. od czasu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa żyjemy w czasach ostatecznych. sama wiesz, co Pismo o tych czasach mówi :)

    OdpowiedzUsuń