Jakiś wielki mam problem z wewnętrzną zgodą na śpiewanie Alleluja teraz. Weszło mi w krew powstrzymywanie się od tego w Wielkim Poście. Ciężko mi się przestawić. Dziwne, bo zawsze dotąd było na odwrót: to Wielki Post był czasem walki ze śpiewem Alleluja, natomiast okres wielkanocny stanowił powrót do normalności.
Dziś podczas Mszy świętej czytana była 3. prefacja wielkanocna. Niezwykle mocno uderzyły mnie słowa: Raz ofiarowany więcej nie umiera, lecz zawsze żyje jako Baranek zabity. Ofiara Chrystusa była jedna i wystarczyła. To, co mamy w sakramencie Eucharystii, to pamiątka i uobecnienie tamtej zbawczej Ofiary. Aby do tego uobecnienia mogło dojść, Chrystus musi żyć właśnie jako zabity Baranek. Trudno sobie wyobrazić, jak w ogóle można żyć jako zabity baranek. Chrystus jest żywy mimo śmierci, w którą musiał wejść, ale to zabicie, którego doznał, jest w Nim stale obecne, jakoś Go naznacza. Dlatego Chrystus doskonale rozumie nasze bóle, niepokoje, nasz grzech, naszą słabość. Żyje jako zabity, czyli jako ten, który poznał naturę człowieka od wewnątrz. (Jeśli mówimy o Bogu i człowieku, to tylko człowieka można zabić - Bóg sam przecież jest życiem, nie można Mu odebrać Jego samego).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz