Felieton zaczyna się opisem drogi o. Góry i jego młodych podopiecznych na Mszę beatyfikacyjną do Rzymu. Opisem maksymalnie emocjonalnym i wskazującym na pewien kult jednostki (noszenie za nim krzesła przez młodzież, żeby sobie mógł usiąść?!). Ale nic to. Najlepsze (najgorsze?) zaczyna się mniej więcej w połowie artykułu. O. Góra opisuje, jak w drodze powrotnej zatrzymali się w jakimś hoteliku. Tu pozwolę sobie przytoczyć dość obszerne fragmenty, bo mi samej brakuje słów.
Tam po kolacji w podniosłej atmosferze robimy podsumowanie naszej pielgrzymki. Wspominając wczorajsze doświadczenie ulicy i placu, nawet nie spostrzegliśmy, że o 21:37 On* sam przyszedł do nas. Na rozpalonych twarzach pielgrzymów zobaczyłem Jego oblicze. Przyszedł, jak wtedy w Krakowie do okna, mówił spokojnie, wyraźnie, dobitnie. I chociaż Tole jest wysoko w górach, to spotkanie z Janem Pawłem nie było kwestią podwyższonego ciśnienia.
Tu następują cytaty z przemówień i homilii Jana Pawła II, okraszone odpowiedziami pielgrzymów na temat miejsca i daty. I dalej, coś, co mnie osobiście doprowadziło do łez:
Potwierdzały to rozpalone oczy pielgrzymów, zapatrzone w Jego portret wiszący na ścianie. On jest wśród nas. Skąd oni to wiedzieli? Bo serca nasze pałały. Byliśmy jak uczniowie zdążający do Emaus i poznaliśmy Go po łamanym chlebie. Łzy przemyły nasze oczy. Widzieliśmy Go wyraźnie w twarzach bliźnich, tak brzydkich i pospolitych, a przecież tak pięknych. Ja płakałem i miałem problemy z widzeniem, ale wierzę młodym, którzy lepiej widzą i czują, że On naprawdę był wśród nas i nas pobłogosławił. Chyba przez to, że byliśmy razem i stworzyliśmy wspólnotę, do której On dotarł, tak jak my dotarliśmy do Niego. (...) W tym hoteliku wieczorem mówiliśmy do siebie szeptem, aby nie zagłuszyć słów błogosławionego.
Nie jestem teologiem i nie mam takich aspiracji, ale jako dla osoby wierzącej i w swoją wiarę zaangażowanej powyższe fragmenty wskazują na pewne zagrożenie. Mówienie o bł. Janie Pawle łudząco przypomina i myli się z mówieniem o Chrystusie. Może się czepiam, ale to chyba Chrystusa, a nie Jego sługi, mamy widzieć w twarzach bliźnich. I to chyba Chrystusa, a nie Jego uczniów, mamy rozpoznawać po łamaniu chleba. A młodzi rzeczywiście lepiej czują niż dorośli, ale zdecydowanie gorzej myślą. Czy zadaniem dorosłych nie jest wskazanie im właściwego miejsca rozumu w wierze, zamiast podtrzymywania emocji religijnych?
Powracają do mnie wszystkie stłumione przez beatyfikację obawy. Że zrobimy sobie z bł. Jana Pawła jakiegoś bożka regionalnego, tym ważniejszego, że bliskiego i namacalnego. A przynajmniej że niektórzy tak zrobią. Można machnąć ręką i stwierdzić, że o. Jan Góra i Ruch Lednicki to nie moja sprawa, nie mój klimat, nie moja grupa. W moim odczuciu jednak troska o dobro Kościoła nakazuje mocno się tym interesować i występować przeciw, kiedy widzi się przegięcia.
Utworzenie frontu przeciw Janowi Górze, o czym pisałam jakiś czas temu, coraz bardziej się przybliża.
* wszystkie zaimki odnoszące się do bł. Jana Pawła zachowuję za tekstem oryginalnym, czyli pisane wielką literą.
Pisanie o świętych, dopatrując się w wypadkach z ich życia podobieństwa do życia Chrystusa ma długą tradycję, która doskonale się miała jeszcze w średniowiecznych hagiografiach. Myślę jednak, że Kościół się rozwija i taki styl nie przystaje dzisiejszych czasów. Natomiast pisanie o świętym jak o zmartwychwstałym Jezusie jest obce tradycji Kościoła czy wręcz (użyję najłagodniejszego określenia) niesmaczne. Myślę, że warto, aby ktoś, kogo o. Jan posłucha, upomniał go.
OdpowiedzUsuńtylko czy jest ktoś taki, kogo o. Jan posłucha? z opowieści jego braci zakonnych wynika, że może być z tym problem.
OdpowiedzUsuńmyślę, że publikując ten felieton upoważnił nas do włączenia się w komentowanie tego 'wydarzenia'. może warto wystosować wiadomość do o. Jana z własnymi przemyśleniami? to nic nie zaszkodzi, a może przeczyta, zastanowi się. warto zasiać ziarno... a nuż coś z tego wykiełkuje :-)
OdpowiedzUsuńMoże napisz do redakcji "W drodze" list ze swoimi odczuciami? Krytyka jest chyba słuszna, więc może warto spróbować, a nuż opublikują list na łamach.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy wykiełkuje, ojciec Jan ma już swoje lata, poza tym chyba jest swego rodzaju instytucją samą w sobie i średnio potrafi nie tyle przyjąć, ile zrozumieć krytykę pewnych aspektów swojego głoszenia.
OdpowiedzUsuńZareagować mógłby zakon, ale czy to zrobi? Historia pokazuje dużą opieszałość Kościoła hierarchicznego w przywracaniu księży i zakonników do porządku (vide betanki). Nie nazywam o. Góry jakim guru (o ironio!), ale w przypadku charyzmatycznych osób takie niebezpieczeństwo może się pojawić i treba być tego świadomym i reagować na świeżo.
OdpowiedzUsuńNawet myślałem o swego rodzaju współczesnej inkwizycji wewnątrz kleru... :)