Wczoraj odbyło się ostatnie spotkanie Szkoły Odnowy WiarY, zwanej SOWĄ. Dzieła, w które przez cały rok wkładałam dużo czasu, pracy, zaangażowania i serca w ogóle. Za rok SOWY nie będzie - będzie coś innego, za co być może wezmę odpowiedzialność. Zobaczymy.
Myślę o tym, ile dobrego SOWA mi dała. Ile musiałam czytać, i to rzeczy, po które dobrowolnie pewnie bym nie sięgnęła - albo w każdym razie musiałabym się bardzo mobilizować. I ile z tych rzeczy są naprawdę potrzebne chrześcijanom, aby mogli pełniej żyć swoją wiarą. Myślę o tym, że gdyby nie SOWA, pewnie nadal byłabym średnio zorientowaną katoliczką bez szczególnej formacji.
Zastanawiam się, ile ja dałam SOWIE, a przede wszystkim ludziom, którzy pojawiali się na spotkaniach. Myślę, że za mało. Że można było więcej i że w przyszłym roku, jeśli będzie taka możliwość, spróbuję to naprawić. Nie chodzi o to, żeby mnie jeszcze bardziej podziwiali za wiedzę - ostatecznie każdy może sobie poczytać kilka mądrych książek czy dokumentów. Chodzi o to, żeby służyć ludziom jak najlepiej - ad maiorem Dei gloriam. Zastanawiam się, jak to robić. Co poprawić. Jeśli się uda, będą całe wakacje na przemyślenie tej kwestii. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Nie wiem, jak mam podziękować tym wszystkim, bez których SOWY by nie było: mojej Współodpowiedzialnej, duszpasterzowi, a także ludziom-słuchaczom, ludziom-dyskutantom, wszystkim ludziom, którzy się jakoś przewinęli przez spotkania. Tak naprawdę to ja im powinnam dziękować, a nie oni mnie (mi?). I nie wiem, jak.
skoro towarzyszy Ci poczucie niezadowolenia, możliwości dania z siebie więcej, to znaczy, że dałaś z siebie właśnie tyle, ile SOWA wymagała od Ciebie przez ten rok ;). każdy jest budulcem i budującym spotkań. każdy może dać z siebie więcej ;)
OdpowiedzUsuń