Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w dwóch spotkaniach, zorganizowanych w ramach Nocy Kościołów we Wrocławiu 2011.
Pierwszym był panel dyskusyjny na temat wizji Europy według bł. Jana Pawła II. Gośćmi byli ks. prof. Wiesław Wenz z PWT we Wrocławiu, prof. Zdzisław Krasnodębski z uniwersytetu w Bremie, red. Tomasz Terlikowski z
Frondy. Nie było niestety posła Jana Olbrychta. Panel poprowadził red. Piotr Semka z
Rzepy Dyskusja nie była zbyt ożywiona, ale pod koniec padło bardzo ważne zdanie. Ks. Wenz, wsłuchując się w negatywne opinie rozmówców na temat Europy i jej świata wartości, powiedział wreszcie, że nie możemy dać się zdominować i zdołować przez takie czarne wizje. Że nie jest dobrze i że może nawet jest źle, ale jeśli pogrążymy się w otchłani tej ciemności, to nic nie zmienimy. Zamiast ciągle patrzeć za siebie, trzeba też spojrzeć w przód.
Natomiast drugim wydarzeniem - zaraz po tym panelu, w tym samym Kościele Uniwersyteckim - był recital Marka Torzewskiego, tenora, znanego bardziej z chwytliwego
Do boju, Polsko!. Program, przedstawiony w harmonogramie Nocy Kościołów, wyglądał całkiem ciekawie:
Ave Maria Schuberta,
Panis angelicum Francka,
Ave verum Mozarta... Oprócz tego jakieś dwa współczesne utwory, nawiązujące bezpośrednio lub pośrednio do Jana Pawła II (jeden z nich był organowy i został odegrany). Niestety, zamiast uciechy duchowej dostałam sporą porcję frustracji i wściekłości. Nie dość, że z powodu kręgu odbiorców czułam się jak na zjeździe pacjentów oddziału geriatrycznego i zaniżałam średnią wieku o dobre 30 lat, to jeszcze program recitalu, z jakiegoś nieznanego powodu, został zmieniony. I tak, rzeczywiście usłyszeliśmy wspomniany utwór organowy,
Ave Maria i jeszcze ten drugi utwór, którego tytuły nie pomnę. Natomiast potem pan Torzewski urządził sobie
szoł, śpiewając włoskie disco polo (swoją drogą, to nie jego repertuar i słychać to było niemiłosiernie) i aranżując interaktywny kabaret. Interaktywny kabaret polegał na tym, że pan Torzewski wyciągnął z tłumu jakąś kobietę, stanął z nią w prezbiterium i polecił jej ruszać ustami w czasie, kiedy on będzie śpiewał - tak, żeby wyszło takie śpiewanie
na rybę.
Geriatryczna publika miała świetną zabawę, a mi szczęka opadła do samej ziemi i trudno ją było potem wynieść. Bo, oczywiście, rzecz działa się w kościele, a za plecami pana Torzewskiego i jego pomocnicy było tabernakulum z Najświętszym Sakramentem. Co było dalej, nie wiem, gdyż dokonałam jednego słusznego wyboru i wyszłam stamtąd. Szczerze mówiąc, trochę się bałam, że następną atrakcją będzie taniec z panem Torzewskim w prezbiterium do rytmu tego włoskiego disco polo.
Zastanawiam się, czy program recitalu rzeczywiście został zmieniony nagle, czy może założenie było takie, że w harmonogramie niech to sobie ładnie wygląda, a my damy panu Markowi trochę pobłaznować, bo przecież jest gwiazdą. Tak czy siak, na takie
szoł zgodzili się ludzie Kościoła - zarówno świeccy organizatorzy z Radia Rodzina, jak i duchowni, chociażby proboszcz Kościoła Uniwersyteckiego. Powstaje naglące pytanie: czemu nikt się nie sprzeciwił? Czemu nikt nie postawił sprawy na ostrzu noża, stając w obronie świętości i godności miejsca i Osoby, która w tym miejscu przebywa? I następne pytanie, łączące się z wcześniejszym panelem dyskusyjnym: jak mamy budować chrześcijańską Europę, skoro sprzedajemy swoje świętości byle komu i z byle powodu?