Na podstawie ostatnich (zwłaszcza dzisiejszych) doświadczeń przychodzi mi do głowy pytanie, jak to w życiu jest w kwestii przypadkowości bądź przeznaczenia? No dobra, z przeznaczeniem to doktryna katolicka jakoś sobie poradziła :) Ale co z przypadkiem? Czy wszystkie dobre złożenia różnych sytuacji należy traktować jako działanie Boga? A może właśnie w drugą stronę, że nie należy ich w ogóle tak traktować? Że Pan Bóg nie zawraca Sobie głowy (ach, cóż za antropomorfizacja...) takimi drobnostkami, jak obrona licencjatu, rozmowa kwalifikacyjna na studia i takie tam?
Z jednej strony nie można chyba powiedzieć, że nie interesuje się całkiem. Że zostawia nas samych ze wszystkimi naszymi wielkimi i małymi problemami.
Z drugiej strony, zwracanie się do Niego z każdą najmniejszą bolączką może skutkować zatarciem głównego celu człowieka i skrzywieniem perspektywy relacji z Bogiem. Bo wtedy przestaje się myśleć o świętości, o zbawieniu, o radowaniu się Bogiem, a zaczyna się myśleć o Nim jako o uniwersalnej pomocy życiowej. Jak trwoga, to do Boga.
Jak to wypośrodkować? Jak odczytywać rzeczywistość, w której żyjemy, i doświadczenia, które są naszym udziałem?
Uwielbiam klucze po lewej stronie:
OdpowiedzUsuńzło śmierć śpiewanie
:D
Prawie jak stopniowanie ;-) albo naturalna kolej rzeczy :>
G.
Interesujące jest spojrzenie na problem losowości z punktu widzenia matematyki czy informatyki. ;) Dla mnie to spojrzenie stanowi inspirujący punkt wyjścia do rozważań teologicznych.
OdpowiedzUsuń