piątek, 9 sierpnia 2013

jak to być mogło, że ona i on...

Zapoznawczo-rozpoznawcza wizyta u sąsiadki, starszej pani w stanie wdowieństwa. Od słowa do słowa, mówię o moim lubym. Że chłopak. To jeszcze nie mąż? Ano nie, chłopak. I, uprzedzając automatyczny wniosek, mówię, że ponieważ jeszcze nie mąż, to też jeszcze tu nie mieszka. Tylko wpada na obiady albo kolacje. Sąsiadka kiwa głową. Wolę nie myśleć, czy rozumie, co do niej powiedziałam. Od początku przygód z mieszkaniem ciągle ktoś mówi, że "my", że "nasze", że "u nas".

Jakieś to takie przykre jest. I to nawet nie dlatego, że już by się chciało "u nas" i tak dalej. Raczej dlatego, że całe społeczeństwo, nawet jego najstarsi członkowie, bezdyskusyjnie przyjmują mieszkanie ze sobą przed ślubem jako normę. No więc - nie. Na to będzie całe życie. Teraz każde sobie, dwa światy się tylko zazębiają. I niechby tak było wszędzie i zawsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz