Przygotowuję wykład na temat metod naturalnego planowania rodziny. Piszę, notuję, zaglądam do mądrych książek. A w tle, w mojej głowie, kołacze się pytanie: jak udowodnić, że droga Kościoła jest rzeczywiście dobra?
Jako społeczeństwo i jako wspólnota wyrośliśmy (dzięki Bogu!) z uznawania za aksjomat czegoś, co nim ewidentnie nie jest. Mam jednak nieodparte wrażenie, że niepostrzeżenie przeszliśmy na dokładnie drugą stronę: odrzucić wszelkie aksjomaty w imię naukowej potwierdzalności wszystkiego. Wobec tego, kiedy o naukowo potwierdzonym fakcie mówi nam ktoś, o kim wiemy (lub możemy przypuszczać), że uznaje w swoim myśleniu pewne aksjomaty, z góry odrzucamy te jego naukowo potwierdzone fakty. Żeby się przypadkiem nie okazało, że karmi nas swoją wiarą w aksjomaty, zamiast suchymi faktami. I jak tu nie popaść w paranoję udowadniania wszystkiego, co tylko możliwe?
Sęk w tym, że w pewnym momencie trzeba uznać własną niewystarczalność. Być może jestem jedyną osobą uznającą NPR za słuszny, jaką dany człowiek spotka w swoim życiu. I być może nie uda mi się go przekonać, że warto spróbować. Być może nie uwierzy mi, że to droga warta zachodu, skuteczna i po prostu, po ludzku i po Bożemu dobra. Być może żaden naukowy dowód potwierdzający tę skuteczność do tego człowieka nie przemówi. Jeśli tylko zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, aby wypełnić swoje zadanie, to mogę spać spokojnie. Pan czynów wspaniałych dokonał - mogę się tylko modlić, by i tym razem tak zdecydował.
Pokazuję ludziom, że mogą podjąć współpracę z Bogiem-Stwórcą, ale nie uda się to ani w jednym procencie, jeśli Bóg nie będzie ze mną. NPR jest naukowo potwierdzone jako skuteczne, ale uznanie go i przyjęcie jako czegoś swojego musi się opierać na czymś więcej niż tylko na naukowym dowodzie. Drugim filarem musi być zaufanie do drugiego człowieka. Nie tyle nawet do tego, kto przekazuje podstawową wiedzę na temat NPR - bardziej do tego, z którym tę metodę mogę wprowadzić w życie. A takie zaufanie jest już pewnym aksjomatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz