Wczorajsze święto nawrócenia świętego Pawła wskazuje na dwie, moim zdaniem maksymalnie istotne, rzeczy.
Pierwsza - dość banalna i standardowa, ale to przecież jej nie dyskwalifikuje: na nawrócenie nigdy nie jest za późno. Święty Paweł miał krew na rękach, był mordercą - jak to mówił na Mszy świętej o. Marcin. I nawet w takiej sytuacji można pójść za Bożym głosem i dobrze go wykorzystać.
Druga: nawrócenie grzesznika jest świętem. Momentalnie stają przed oczami sceny z przypowieści ewangelicznych - o synu marnotrawnym, o zgubionej drachmie, o dobrym pasterzu. Może kolejny banał, to chyba nie takie istotne. Świętujemy nawrócenie świętego Pawła, bo dzięki temu wydarzeniu my jesteśmy tym, kim jesteśmy. Ilu jest ludzi, których nawrócenie powinniśmy świętować, gdybyśmy tylko o nim wiedzieli? Bo taki nawrócony może wiele w naszym życiu zmienić, może je z Bożą pomocą i pod Bożym natchnieniem przestawić na lepsze tory. Z tym świętowaniem wiąże się też bardzo ważna rzecz - modlitwa. Modlitwa o nawrócenie. Tylu ludzi - nie wyłączając przecież nas samych - potrzebuje nawrócenia. I modlitwa o dobre wykorzystanie Bożej pomocy.
Myślę sobie, że nawrócenie jest procesem. I może nawet jest procesem permanentnym. Innym jednak od permanentnej rewolucji. Nie prowadzi od jednej skrajności do drugiej. Prowadzi do tej Jedynej, ostatecznej Skrajności, ku której zmierzamy wszyscy, czy tego jesteśmy świadomi, czy nie. Takie wydarzenie, jak nawrócenie świętego Pawła, to w zasadzie moment inicjujący. Życie sprzed nawrócenia przecież nie znika z pamięci - dalej w niej istnieje, ale to dobrze. Utwierdzenie się w nowym jest niesamowicie trudne bez pamięci o starym. Może chodzi o to, żeby to nowe było stale nowe. Nie, nie - bez rozpamiętywania, taplania się w błocie przeszłości. Jak to zrobić?
Odpowiedź - chyba w listach św. Pawła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz