Przychodzą takie chwile, kiedy człowiek musi całe dotychczasowe teoretyczne gadanie przekuć w czyn. W żywe świadectwo. Dobrze, kiedy się ma obok siebie kogoś, kto na ten temat myśli podobnie. Ba, myśli tak samo!
Trochę lęku i niepokoju, że takiej próby przejść się nie da. Że coś pójdzie źle, zaszwankuje. Że, krótko mówiąc, całe dotychczasowe gadanie było maksymalnie teoretyczne i miało charakter raczej pobożnych życzeń niż realnych planów postępowania.
I jednocześnie płynąca ze wspólnej modlitwy pewność, że musi się udać, że będzie dobrze.
To nie jest słitaśna nocia gloryfikująca tę drugą osobę. W każdym razie nie takie było moje zamierzenie, kiedy pisałam. To jest raczej próba odnalezienia się w tym wielkim pozytywnym zawirowaniu, i to w taki sposób, żeby nigdy, przenigdy nie stracić z oczu Pana Boga. Bo to dzięki Niemu to wszystko. Po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz