W noc ostatnią przy wieczerzy
z tymi, których braćmi zwał,
pełniąc wszystko jak należy,
czego przepis prawny chciał,
Sam Dwunastu się powierzył
i za pokarm z rąk Swych dał.
Poruszyła mnie ona w kontekście pół żartem, pół serio rzucanych pod moim adresem oskarżeń o faryzejską postawę w kwestii liturgii. Taż tu jest pięknie wskazany argument za należytą troską o liturgię, jej godność, jedność, trwałość i piękno.
Pan Jezus rewolucjonizował, jak już kiedyś pisałam. Robił rzeczy, których nikt inny by nie zrobił, wprowadzał zamęt we współczesny sobie świat. A jednak - w tej konkretnej chwili, kiedy spożywał wieczerzę paschalną z Apostołami, postępował według Prawa, które ustanowiono przed Nim. Kto jak kto, ale On miał pełne prawo powiedzieć: robię to dla Mojego Ojca, więc Ojciec na pewno się nie obrazi, jeśli zrobię to inaczej niż wszyscy. Nie powiedział tego, nie zrobił inaczej niż wszyscy. Wprowadził tylko jedną Rewolucję, na sam koniec, a był to naprawdę szczególny wzgląd duszpasterski, jeśli w ogóle można tak powiedzieć.
Ostatnią Wieczerzę, sprawowaną według Prawa, nazywamy ustanowieniem sakramentu Eucharystii. Myślę, że w związku z tym powinniśmy trzymać się przepisów, które w temacie liturgii ustanawia Matka-Kościół. Są na świecie ludzie mądrzejsi od nas, a przypuszczalnie także bliżsi sprawom Bożym. Odrobinę zaufania. Po co udziwniać, skoro proste też działa?