O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana. Wielka jest bowiem potęga Pana i przez pokornych bywa chwalony. Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie.I słowa Ewangelii (Łk 14, 1.7-14), przypowieść, w której Jezus jakby "daje po łapkach" zaproszonym gościom: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Tłumaczy to zresztą bardzo zdroworozsądkowo, można powiedzieć: może się zdarzyć, że będziesz musiał wtedy zająć gorsze miejsce i spotka Cię ujma, której nie doznałbyś, gdybyś od początku był skromny i pokorny. Co więcej, jeśli taki będziesz właśnie, skromny i pokorny, to może Cię spotkać wielki zaszczyt. O co chodzi? Chyba o to, byśmy nie bali się być pokorni. Byśmy do tej pokory dążyli, nawet jeśli wydaje nam się czasem, że jest ona nieuzasadniona. Myślę, że brak pokory wynika często ze strachu. Boimy się, że przez to ominie nas coś ważnego, że stracimy jakieś dobro. Znowu, znowu, kolejny raz trzeba nam pamiętać o wyższym Dobru, o nagrodzie przygotowanej gdzie indziej, o tym, iż nie tylko życie doczesne musimy sobie ułożyć.
Syr 3, 18.20.28
Ta pokora może być jednym z kluczyków otwierających drzwi Królestwa Niebieskiego. Pan Bóg otwiera je jednym wielkim kluczem - Swoją łaską. Skoro jednak możemy Mu w tym pomóc, czemu unikamy tego zadania?
Drugie czytanie (Hbr 12, 18-19.22-24a) pokazuje nam, że jesteśmy wybrani, wywyższeni. Nie swoją mocą, ale mocą Boga - osobowego Boga. I jako taki - nie chmura, nie ogień, nie burza, ale osobowy Bóg - wymaga On naszej pokory. Z Jego łaski nie mamy się chlubić, mamy ją dobrze wykorzystać. Wszak "nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa" (Ga 6, 14). To, że przystąpiliśmy "do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego", oznacza tyle, że mamy nieść dalej, co właśnie tu otrzymaliśmy. Żeby coś dać drugiej osobie, trzeba być pokornym. Inaczej obdarowany zostanie postawiony na niższej pozycji, potraktowany jako gorszy.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa, nad którą zastanawiam się od dłuższego czasu, a dzisiejsza Ewangelia stanowi dobre intro. Pod koniec perykopy z Ewangelii Jezus mówi do gospodarza:
(...) kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych.Myślę, że trzeba często przypominać o tym, że drugi człowiek nie jest prostym narzędziem w naszej drodze do Królestwa Bożego. Nie możemy się drugą osobą posługiwać jak wytrychem, nie możemy jej traktować przedmiotowo. Chrystusa odnajdziemy w człowieku tylko o tyle, o ile traktujemy tego człowieka w stu procentach podmiotowo. Bóg może nam wszystko dać i wszystko odebrać jednym skinieniem palca (przepraszam za kolokwializm) i dlatego nie daje nam ludzi jako zabawek albo jako stopni, po których możemy się dostać do bram niebieskich. Jeśli mam zaprosić na ucztę "ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych", to nie po to, żeby pokazywać im swoją wielkość, ale też i nie po to, żeby potraktować ich jak środki do celu. Oni sami - ci ubodzy, ułomni, chorzy - są moim celem.
Tak sobie myślę, że ten ostatni akapit współgra jakoś z filozofią dialogu, a więc poniekąd także z tym, co mówił ks. Tischner.