niedziela, 8 stycznia 2012

4. zazdrość

Sięgam myślą niedaleko wstecz i myślę sobie, jak dziwny to stan ducha, kiedy jedyne, co można zrobić, to mówić Różaniec. Kiedy naprawdę nie da się zrobić nic innego. Kiedy nawet nazwy poszczególnych tajemnic nie są potrzebne. Po prostu można tylko wołać o pomoc.

Kilka dni temu przytoczone mi zostało zdanie wypowiedziane gdzieś kiedyś przez kogoś (okoliczności nie są tu istotne), że można się modlić na różańcu, ale lepiej modlić się szczerze. Dawno temu może bym się pod takim stwierdzeniem podpisała. Teraz jednak myślę sobie, że przecież nie mam prawa oceniać cudzej modlitwy, a już szczególnie pod kątem szczerości. Zdrowaś Mario, powtarzane aż do bólu, może być nieskończenie bardziej szczere niż samodzielnie wymyślane hymny uwielbienia.

Skąd się bierze takie właśnie ocenianie?

Myślę sobie, że może to z jakiejś potrzeby dowartościowania samego siebie, a może trochę i z zazdrości. Przypomina mi się, że kiedy byłam małą dziewczynką, a mój kuzyn nieco większym chłopcem, przeczytaliśmy w rachunku sumienia, że zazdrościć komuś łaski Bożej jest grzechem. I zastanawialiśmy się, jak można komuś tego zazdrościć. Jakby było czego.

Naprawdę jest czego. I nie życzę nikomu, żeby się o tym przekonywał na własnej skórze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz