niedziela, 10 kwietnia 2011

był pewien chory

Dziś spośród czytań tylko o Ewangelii (J 11,1-45), bo długa, a niosąca wiele skojarzeń.

Skojarzenie pierwsze: różnymi drogami przychodzi do nas i objawia się chwała Boża. O ile piękno, dobro i szczęście są jakimiś takimi oczywistymi jej przejawami, o tyle cierpienie, smutek, śmierć - raczej odciągają od myślenia o Bogu niż ku niemu prowadzą. Przynajmniej w spojrzeniu czysto ludzkim.

Skojarzenie drugie: chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć - czy łatwo było to powiedzieć? Czy może Tomasz zwany Didymos pomyślał tak: idziemy z naszym Mistrzem, który już tyle razy okazywał swą potęgę, więc czemu miałby nie zrobić tego ponownie - zwłaszcza że sam to obiecuje? Na ile troska o Boga jest jedynie przykrywką dla naszej troski o samych siebie?

Skojarzenie trzecie: powtarzające się zdanie oskarżenia - Panie, gdybyś tu był... - jakże musiało boleć Chrystusa, który przecież miłował Martę, Marię i Łazarza.

Skojarzenie czwarte: płacz Jezusa przygotowuje nas na to, że na Krzyżu będzie umierał jako człowiek. Będzie czuł ból, gorąco, będzie pragnął, będzie tak do granic ludzki.

Skojarzenie piąte: Jezus przed wywołaniem Łazarza z grobu błogosławi Ojca, dziękuje Mu. Jakoś zapowiada to misterium Jego własnego cierpienia, śmierci i zmartwychwstania, przed którymi też błogosławił, dziękował Ojcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz