Czytałam wczoraj fragment Ewangelii wg św. Mateusza o początku działalności Jezusa Chrystusa. Uderzyły mnie dwie rzeczy:
1) Jezus nie zaczyna od arcygłębokich wykładów teologicznych, w których wyjaśniałby zależność między Sobą, Ojcem i Duchem. Zaczyna od prostego wezwania - Nawracajcie się! Myślę sobie, że łatwo jest (wiem, bo sama tak robiłam) krytykować dzieła, które zasadzają się na takich właśnie prostych wezwaniach i hasłach, nie proponując następnego etapu albo przedstawiając go oględnie. Dopiero jak się zobaczy, że nawet On od tego zaczynał pracę z ludźmi - pracę u podstaw, można rzec - to się człowiekowi układa kolejność w głowie. Pan Bóg potrzebuje nawróconych, i kto wie, czy nie potrzebuje ich bardziej niż tych wykształconych? Oczywiście ideałem jest, jeśli wykształcenie idzie w parze z nawróceniem. Wydaje się jednak, że jeśli nie można mieć jednego i drugiego jednocześnie, to sam Pan Jezus wskazuje, co tu jest priorytetem.
2) Jezus kontynuuje nauczanie Jana Chrzciciela, który Go poprzedzał, zapowiadał, przygotował Mu drogi. W końcu o nawróceniu mówi dokładnie tymi samymi słowami, którymi Jan Chrzciciel wzywał ludzi do przyjmowania od niego chrztu. Nieustannie mnie zaskakuje, jak spójna jest historia zbawienia. Trzeba tylko zajrzeć głębiej niż na literki zapisane w Tysiąclatce. Za tymi literkami kryje się Tajemnica, którą wielu próbowało i próbuje zgłębić i pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że kiedyś z woli Bożej dostąpimy tego zaszczytu.
Czego Wam wszystkim i sobie samej życzę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz