Krótki Mateuszowy opis rzezi niemowląt (Mt 2,16-18). Herod się wścieka. Józef z Maryją i Jezusem są już daleko, a on się właśnie zorientował, że coś tu nie gra. Misterny plan został pokrzyżowany. Straszny jest obraz tej wściekłości Heroda, nawet jeśli wyrażony w jednym tylko zdaniu. (...) kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od mędrców. Totalna masakra, dosłownie. Wszyscy za Jednego.
Herod raczej nie miał świadomości, że oto wymknął mu się Bóg. Odczuł raczej stratę swojego przeciwnika, rywala, którego przecież miał w garści. Myślę sobie tak jednak, że jak człowiek, choćby podskórnie, czuje stratę Boga, to też się może wściec.
Problem polega na tym, że Bóg cały czas się wymyka. Jezus Chrystus w swoim ziemskim życiu ostatecznie się nie wymknął, dał się zaprowadzić na Golgotę i przybić do krzyża. Ale w sferze duchowej Bóg cały czas się wymyka, chyba po to, aby nie dać z Siebie zrobić bożka. Żeby żaden marny człeczyna nie mógł powiedzieć: mam Boga, Bóg jest w mojej garści. To Bóg ma nas (jak w radzieckiej inwersji). Jeśli się zachowa tę jedną, zasadniczą proporcję, to już się nie ma o co wściekać, że się ten Pan Bóg wymyka. Bo On przecież jest, nie ucieka. Nie pozwala tylko wytworzyć fałszywego obrazu.
Zadziwiające jest dla mnie, że tak się stara, żeby człeczyna nie miał fałszywego Jego obrazu, a jednak pozwolił setkom Żydów i Rzymian dwa tysiące lat temu mieć fałszywy obraz Jezusa Chrystusa. Pozwolił im zrobić sobie (anty)bożka ze Swojego Syna. Niepojęte dla mnie. Zwłaszcza, że - jak nas naucza św. Jan - to wszystko z miłości. Niepojęte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz