Przekuwanie teorii i pięknych deklaracji w praktykę odbywa się na ogół dopiero w sytuacjach granicznych, kryzysowych. Przynajmniej w moim życiu. I wcale nie jest łatwo przerzucić wszystkie troski na Niego, bo nawet jeśli Jemu zależy na nas, to bezpieczniej poradzić sobie samemu. Załatwić to czy tamto. Pójść tu albo tam. Pan Bóg tego za nas nie zrobi. Ale też łatwiej czerpać siłę z codziennych, namacalnych sytuacji, z wymiernych i łatwo obserwowalnych relacji. Łatwiej uwierzyć, kiedy się ma spisane na kartce dotychczasowe osiągnięcia i cele do realizacji. Tylko komu się wtedy wierzy?
Miarą zawierzenia Bogu jest skala problemu, w którym dajemy Mu się poprowadzić. Zawierzam Bogu, kiedy idę na zajęcia nieprzygotowana, ale zupełnie czym innym jest zawierzenie Mu, kiedy idę nieprzygotowana w sytuacje życiowe, które mnie zupełnie przerastają i w których nigdy dotąd nie byłam i - mam nadzieję - nie będę.
Dużo modlitwy trzeba. O to bardzo proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz