poniedziałek, 23 lipca 2012

o żesz, stół zakratowany!

Myśli-perełki z wczorajszej spowiedzi.

Imię Boże niesie za sobą konkretną treść, skrywa pewną rzeczywistość. Nadużywanie go powoduje wyświechtanie tej treści, zbanalizowanie tej rzeczywistości.

Zbanalizowanie rzeczywistości sacrum powoduje (albo przynajmniej powodować może) zbanalizowanie wszystkiego, co się z nią łączy - z modlitwą na czele.

Zbanalizowanie modlitwy, czyli składowej relacji z Bogiem, powoduje (albo przynajmniej może powodować) zbanalizowanie - czyli wypaczenie - relacji z drugim człowiekiem.

A stąd już niedaleko do odrzucenia Chrystusa, obecnego przecież w tym drugim człowieku, moim bliźnim.

Wniosek końcowy: sprawdza się zdanie, że karą za grzech jest grzech.

"Grzech sam w sobie jest karą" - powiada mądre przysłowie. To prawda, że czasem działa on jak narkotyk i może dać człowiekowi na jakiś czas poczucie szczęścia i spełnienia, ale obiektywnie każdy grzech zmienia sytuację człowieka na gorsze. Toteż najbardziej tragiczną i przeklętą karą za grzech jest to, że otwiera on wrota do grzechów następnych.
Jacek Salij OP, Zło, cierpienie, nadzieja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz